„Szukając
szczęścia w zwykłych momentach nie masz czasu pomyśleć, nie widzisz chwil
piękna. Nic nie widzisz w tej o banały walce. Pędzisz, a cały świat ucieka ci
przez palce. A ja chcę stać, by wiatr mi twarz smagał. Przegapiania chwil nie
ma w moich planach.”
Zastanawialiście się może, czym dla was jest szczęście? Czy są osoby,
którym szczęście jest bardzo dobrze znane? Czy może są osoby, które nie zostały
dotknięte tym uczuciem? Jeszcze nie tak dawno sama zaliczałabym się do tej
drugiej grupy. A czy zastanawialiście się, czy wasze szczęście jest dzięki
drugiej osobie, czy może zupełnie jest wyrażane czymś innym? Ja moje szczęście
znalazłam w swoich bliskich. W ludziach, którzy nie bali się trwać przy moim
boku, dla których coś znaczę. Ludzie, którzy poświęciliby jakąś cząstkę siebie
dla mnie. Ludzie, których kocham. Przeszłam długą, krętą drogę w poszukiwaniu
szczęścia, ale je znalazłam. Trzeba się najpierw zgubić, by dotrzeć do tego, czego nie można znaleźć,
w przeciwnym razie każdy by wiedział, gdzie tego szukać. Większości mogłoby się
wydawać, że już udało mi się złożyć do kupy, wyprostować, że wszystko jest już
dobrze. Odpowiedź brzmi: nie. Jeszcze nie. Jestem dopiero w połowie drogi. Moje
rany jeszcze się nie zagoiły i muszą się zagoić. Jeżeli mam przetrwać, żeby móc
żyć, móc kochać zupełnie, potrzebuję jeszcze czasu, trochę więcej czasu.
Zawsze, gdy siedzę na tym małym parapecie w swoim
pokoju, w ciszy, w nocy nachodzą mnie takie rozmyślenia, ale to chyba dobrze.
Nie czuję się taka pusta w środku. Wiem, że posiadam jakąś wartość. To naprawdę
pomaga. Dzisiejsza noc różni się od tej poprzedniej. Wczoraj o tej porze
siedziałam na miękkiej kanapie w towarzystwie dwóch Serbów i oglądałam jakieś
głupawe filmy. Było inaczej. Było dobrze. Bardzo dobrze. Przez cały ten czas z
mojej twarzy nie schodził uśmiech zadowolenia, szczęścia. Czułam się jak każda
normalna dziewczyna w moim wieku, której jedynym problemem było to, czy ubrać
spodnie, a może sukienkę. Czy spodobam się przypadkowo poznanemu chłopakowi
wiedząc, że to i tak będzie tylko krótki, przelotny romans. W tamtej chwili nie
byłam dziewczyną, która jest wyniszczona przez życie, pozbawioną jakiegokolwiek
sensu istnienia, zmagającą się nie tylko ze swoimi problemami, ale również
brata. Brata, który jest narkomanem i którym w jakiś sposób muszę się
opiekować. Tylko kto tu kim powinien się zajmować, troszczyć? Zdążyłam się już
pogodzić ze swoim losem. Już nad sobą tak bardzo nie ubolewam, już nie.
Przyzwyczaiłam się już do tego, że nigdy nie byłam dziewczyną z normalnymi
problemami i zanosi się na to, że w najbliższej przyszłości się to nie zmieni.
Amen.
„Szukam
tych wspomnień, obrazów skreślonych z pamięci, tych pragnień. Chcę żyć wśród
wyzwolonych dzieci, chcę poczuć ten smak wolności na swoich ustach. To tylko
sen, marzenie?
Nie, to pustka…”
***
- Jak miło. Wstajesz rano, a na
ciebie czeka pyszne śniadanko i piękna blondynka przy kubku kawy. –
przecierając twarz rękoma Paweł usiadł na kuchennym krześle.
- No miło, miło. Szkoda tylko, że ta blondynka to twoja kuzynka, a nie dziewczyna.
- A szkoda. Nie martw się od
biedy i ty możesz być.
- No dzięki ci bardzo! –
założyłam ręce na piersi udając obrażenie. Ostatnio dobrze mi to wychodzi.
- Wiesz, że nie robi to na mnie
wrażenia. Wcale, a wcale. – bardzo dobrze wiedziałam panie Zatorski, ale chce
się jeszcze na chwilę napawać radosnym humorem, bo wiem że zaraz muszę zacząć
temat, który daleko ma do wesołości.
- Alan dawał jakiś znak życia?
– pytanie rozniosło się jakby echem po całym pomieszczeniu.
- Miałam właśnie zacząć ten temat.
– mówiąc wpatrywałam się w blat stołu. – Miał wrócić tego samego dnia, a minęły
już dwie doby. Mam złe przeczucie. Cholernie złe.
- Chciałbym powiedzieć coś
pozytywnego, ale raczej w tej sytuacji nie ma żadnych pozytywów, a to oznacza
tylko jedno…
- Poszedł w cug. – dokończyłam
głosem wypranym z emocji.
Kolejny raz jestem w drodze do
Łodzi. Kolejny raz z podobnego powodu. Kolejny raz muszę wrócić na stare
śmieci, ale wiem że robię to dla ciebie Alan. Ty cholerny ćpunie. Nie pozwolę
ci skończyć na dnie, nie pozwolę ci umrzeć. Nie po tym co przeszliśmy. RAZEM,
nie osobno. Udawałam, udawałam przed Pawłem, że sobie radzę, że nie rozpadnę
się po tym co ujrzę w starym mieszkaniu, a ujrzę obrazek, który nie będzie
kolorowy, oj nie. Tak naprawdę to bałam się i to bardzo. Przez głowę
przechodziło mi pełno myśli, że może być już za późno. I w kółko to samo
pytanie: Dlaczego puściłam go tam sama? Ale obiecał, że wróci. Obiecał do
cholery!
Niekiedy marzę już tylko o tym, żeby
zapomnieć. Po prostu wstać i otrząsnąć się z tej całej historii, tak jak pies
otrząsa się z wody. Na początku wmawiałam sobie, że może jest chory, że coś mu
dolega dlatego bierze to świństwo. Ale on był uzależniony, był w
najczarniejszej dupie. Uzależniony zawsze bierze, zawsze sobie dogadza,
zawsze weźmie, zawsze zrobi. Uzależniony zawsze pragnie i zawsze potrzebuje i
to pragnienie i ta potrzeba jest zawsze zaspokajana. Niemożność zapanowania i
brak wyboru to tylko objaw choroby. Groźny i straszny objaw, ale tylko objaw.
Choroba jest nieuleczalna. Jeżeli wystąpi, nie da się jej powstrzymać. Taka
jest różnica.
- Nie zależnie od tego co tam zastaniemy to trzymaj się mała. Tylko się
trzymaj. – z takimi słowami opuściliśmy razem z Pawłem wnętrze jego samochodu.
Znów ten sam blok, ta sama klatka, to samo stare życie. Wszystko wraca do mnie
jak jakieś pieprzone deja vi. Podchodząc
do drzwi znowu ogarnęło mnie to znane uczucie przerażenia. Kiedy to się
skończy? Zatorski bez wahania otworzył drzwi, które nie były zakluczone, a to
już jest zły znak. W sumie to powoli docierało do mnie co mogę zastać. Trzymając się kurczowo ręki siatkarza wolnym krokiem weszliśmy w głąb
mieszkania, by po chwili ujrzeć leżącego na kanapie w salonie Alana. W jednej
sekundzie czułam jakby serce stanęło mi w piersi. Pocieszała mnie jedynie myśl, że jego klatka piersiowa unosiła się do góry. Nie jest za późno, zdążyliśmy.
- Jak on mnie denerwuje, jak ten człowiek mnie denerwuje. Przecież ja
go chyba zabiję kiedyś gołymi rękoma. – nabuzowana postać Pawła podeszła do
brata, a ja jedynie stałam w miejscu, nie mogłam podejść. Nie dałam rady.
- Wstawaj! Słyszysz?! Wstawaj ty cholerny ćpunie! – chłopak zaczął
krzyczeć potrząsając ramionami Alana. Ten po chwili podniósł się do pozycji
siedzącej jednak nie otwierając powiek. Na jego twarzy zagościł lekki uśmiech,
a sekundę później otworzył zamglone oczy. Zamglone oczy, zamglone oczy. Bez
źrenic. Widząc ten obrazek zsunęłam się powoli po ścianie chowając głowę w
kolanach.
- Obiecałeś. – to było jedyne słowo, które wyszeptałam.
- Jesteś z siebie kurwa zadowolony?! Nie mogłeś sobie odpuścić? Nie
mogłeś? – Paweł dalej krzyczał. A ja jedynie kołysałam się do przodu i do tyłu
i choć powieki miałam zamknięte widziałam cały czas te zamglone oczy, bez
źrenic, a w głowie roznosił się tylko krzyk kuzyna. Oczy i krzyk, oczy i krzyk.
- Nie mogłem. Przepraszam. To było silniejsze niż myślałem. – chwilę później poczułam jak ktoś kładzie
jedną dłoń na moim kolanie, a druga podnosi moją głowę do góry.
- Daj mi spokój. – powiedziałam widząc przed sobą twarz Alana.
- Wiem, że kolejny raz cię zawiodłem. Wiem i zdaję sobie z tego sprawę,
chociaż parę godzin wcześniej wciągnąłem tyle koki co za te wszystkie dni
abstynencji. Mnie się już chyba nie da uratować. Dajcie sobie ze mną spokój. -
zaczyna płakać. Nie szloch tylko łzy lecą mu po twarzy przez zamknięte oczy.
Łzy wysiłku i łzy stresu i łzy strachu, to jebany koszmar. Gorzej niż koszmar.
Łzy trzymania się i łzy walki i łzy perspektywy śmierci i perspektywy powrotu
do starego życia.
- Mówiłem ci już coś ostatnio i nie chcę słyszeć takich pierdół. Bierz
się za siebie i idziemy. Wyciągnę cię siłą z tego mieszkania jak się zaraz nie
ruszysz. – Paweł podszedł do czarnej torby, w której były rzeczy Alana i
odpychając go od mojej osoby pomógł mi wstać. Po krótkiej chwili wszyscy
siedzieliśmy w samochodzie, a między nami trwała przerażająca cisza.
- I co teraz? – spytałam nie mogąc już dłużej wytrzymać tej atmosfery.
- Teraz? Teraz jedziemy do ośrodka dla narkomanów. – uciął szybko
Zator. Tak, tego to się na pewno nie spodziewałam.
- Ale mieliśmy to jeszcze przemyśleć!
- Nie Kostka, tutaj nie ma czego przemyślać. To jest ostatnia i jedyna
szansa. – spojrzałam przestraszonym wzrokiem do tyłu na brata. – Dzwoniłem tam
kilka dni temu i wszystko już załatwiłem. Będziesz przechodził przez kolejne
etapy leczenia i specjalnego programu. Będziesz tam siedział tyle ile trzeba
będzie. Opisałem twój stan i powiedzieli, że nie jesteś w tej najgorszej
sytuacji. Z resztą wszystko wytłumaczą ci na miejscu. – tym razem Paweł zwrócił
się do brata, a mówiąc to nawet na niego nie spojrzał.
- Wszystko się jakoś ułoży. Wyjdziesz z tej ciemności, uwierz mi. –
powiedziałam spoglądając smutnym wzrokiem na bruneta.
- W najciemniejszej ciemności wszystko jest czarne. W najgłębszej
dziurze wszystko jest czarne. W przerażeniu mojego uzależnienia umysłu wszystko
jest czarne. W pustych okresach mojej straconej pamięci wszystko jest czarne.
Nie wiem, czy mogę ci uwierzyć. – po półgodzinnej jeździe dojechaliśmy na
obrzeza Łodzi pod Ośrodek dla uzależnionych. Dopiero, gdy zobaczyłam ten
sterylnie biały budynek doszło do mnie, że za chwile musimy się pożegnać, że
nie będę go widywać. Mam tylko nadzieję, że przez to nie oddalimy się od
siebie.
„Nie
mam odwagi pytać, czy mi wybaczysz. Nie mam odwagi, mam tylko strach w oczach.
Nie mam odwagi pytać, czy mi wybaczysz. Chcę Ci powiedzieć, że zawsze będę Cię kochał.”
Nie mam odwagi pytać, czy mi wybaczysz. Chcę Ci powiedzieć, że zawsze będę Cię kochał.”
***
- Nie chcę się żegnać. – wyszeptałam patrząc na żwirową drogę.
- Ale ja nie mówię żegnaj, ale do zobaczenia. – powiedział patrząc
wprost na budynek.
- Porozmawiajcie jeszcze chwilę, a ja idę zawiadomić że przyjechałeś. –
nie czekając na odpowiedź Paweł ruszył do wejścia, a my usiedliśmy na
pobliskiej ławce.
- Zobaczysz pobyt tutaj dobrze ci zrobi, przejdziesz przez to,
znajdziesz cel w swoim życiu.
- Oprócz przeżycia na tyle długo, żeby w ogóle przeżyć, nie przychodzi
mi do głowy żaden cel, który by coś dla mnie znaczył.
- Nie mów tak. Pamiętaj, że nie będziesz z tym wszystkim sam. Masz nas.
– mówiąc to położyłam głowę na jego ramieniu, a po moim policzku pociekła
jedna, samotna łza.
- Nie powinno mnie być tu, ani gdziekolwiek indziej. Nie powinienem
oddychać, ani zajmować przestrzeni. Nie powinienem mieć tej chwili ani niczego
innego. Nie powinienem mieć tej możliwości , żeby znowu żyć. Nie zasługuje na
nią i nie zasługuję na nic, jednak ona tu jest i ja tu jestem i nadal mam ją
nietkniętą. Nie dostanę jej ponownie. Tej chwili ani tej szansy to jedno i to samo.
- Przestań, proszę. – wyszeptałam. – Boisz się?
- Strach to tylko strach. Wiem, że nic nie może mi wyrządzić większej
krzywdy niż to, co sam sobie wyrządziłem. Wiem, że nie ma bólu, którego nie
potrafiłbym znieść. Wiem, że trzymając się każdej chwili, każdej godziny,
każdego dnia, dni się sumują każdego tygodnia, każdego miesiąca, jeżeli będę się
trzymał to sobie poradzę. Wiem, że jestem silny. Wiem, że jestem na tyle silny,
żeby stawić czoło temu czego się lękam i wiem, że jestem na tyle silny, żeby
się trzymać, aż strach przejdzie. Wiem to w głębi serca.
- Jedyna droga to trzymać się Alan, trzymać się.
Siedzieliśmy tak jeszcze przez dłuższą chwilę, w milczeniu, bez słów.
Napawaliśmy się swoją obecnością. Nie wiadomo kiedy znowu się zobaczymy. Po
paru minutach przed nami stanął Paweł z czarnowłosą kobietą przy boku.
- Witam. Jestem Joanna Przybylska i będę twoim opiekunem. – powiedziała
wyciągając dłoń w stronę brata.
- Alan Zatorski. – w jego głosie nie można było wyczuć żadnych emocji,
mówił to jak automat, maszyna wyprana z uczuć.
- Ja jestem jego siostrą. Konstancja. – uśmiechnęłam się ciepło w jej
stronę. – Przepraszam, że pytam tak od razu, ale kiedy będę mogła odwiedzić
brata?
- Na pewno nie przez najbliższy miesiąc. Pan Alan będzie musiał się
skupić przede wszystkim na sobie. Przykro mi to mówić, bo wiem jak najbliższym
osoby uzależnionej zależy na najczęstszych spotkaniach, ale na początku
programu nie jest to wskazane.
- Och… No dobrze. – nie ucieszyła mnie ta wiadomość, ani trochę.
- Alan musimy już iść. – tym razem zwróciła się do brata. Wyglądała na
miłą osobę, miała coś ufnego w twarzy. Słysząc to Paweł podszedł do kuzyna i
uścisnął go mocno.
- Dasz rade, tylko uwierz w siebie. – poklepał go po plecach i odsunął
się, abym mogła sekundę później wpaść w braterskie ramiona.
- Nie będę już nic mówić, bo wszystko wiesz. Zobaczysz za niedługo się
zobaczymy. Pamiętaj tylko się trzymaj, a wszystko będzie dobrze. – pocałowałam
go lekko w zimny policzek i odsunęłam się.
- Dziękuje. – mówiąc to odwrócił się i ruszył razem z kobietą w stronę
ośrodka. Przed wejściem do budynku uśmiechnął się w naszą stronę. Uśmiecha się,
uśmiecha się lekko, nie uśmiech szczęścia, tylko uśmiech żalu. Smutku. Uśmiech
pomyłki i nieporozumienia. Ale się uśmiecha.
„To tylko krok,
by granice przekroczyć. Spuścić wzrok, nie patrzeć w oczy. Przeszłość oddzielić
grubą kreską, lecz może zdążę ułożyć jeszcze wszystko przed śmiercią.”
***
- Radzę ci zadzwonić do Konstantina. – powiedział Paweł wpatrując się w
swój telefon.
- Dlaczego? – przeciągnęłam się na kanapie i z powrotem wlepiłam wzrok
w ekran telewizora. Od chwili opuszczenia
ośrodka minęło już kilka godzin, a ja próbowałam dojść jakoś do siebie po tym
wszystkim. Zati dzielnie dotrzymywał mi towarzystwa. Dzięki Ci Boże, że nie
miał dzisiaj treningu. W sumie to raczej pasowałoby tu: Dzięki Ci trenerze.
- Dlatego, że Cupko sieje panikę, bo próbuje się z nami skontaktować od
południa. Dobra spójrzmy sobie prawdzie w oczy. Wszyscy wiem, że jego
interesujesz ty, nie ja.
- Zadzwonię do niego jak będę wracać ze sklepu. – powiedziałam
podnosząc się.
- Na wieczór będziesz do sklepu szła? – Paweł zmarszczył brwi i zaczął się
we mnie wpatrywać.
- No i co z tego? Dopiero dwudziesta.
- Jesteś zmęczona, zostań w domu. Nie wyglądasz za dobrze.
- Dzięki.
Wychodząc z klatki o mały włos nie zdeptałam psa sąsiadki za co
zostałam potraktowana wzrokiem, który mógł zabijać. Moja wina, że to małe
cholerstwo kręciło mi się pod nogami? Wyciągnęłam z kieszeni słuchawki w celu
podłączenia ich do telefonu, ale pewna osoba uniemożliwiła mi to.
- Matko Cupko udusisz mnie zaraz, tak ja też się cieszę, że cie widzę. –
poklepałam siatkarza po plecach z trudem wyplątując się z jego niedźwiedziego
uścisku.
- Gdzieś ty się tyle czasu podziewała? Wiesz jak się martwiłem? Już
myślałem, że ktoś porwał mi mojego krasnalka. Po co ci telefon?
- Spokojnie, bo się zaraz zapowietrzysz. – położyłam Serbowi dłoń na
ramieniu próbując go uspokoić. - Nie panikuj, żyję przecież. Mieliśmy z Pawłem
małe komplikacje i musieliśmy odwieźć Alana do ośrodka. – mówiąc to od razu
ogarnął mnie smutek co nie uszło uwadze Konstantina.
- Przykro mi, przepraszam. Tylko następnym razem spójrz chociaż raz na
komórkę. Naprawdę się martwiłem, jeszcze jak i Zati nie dawał znaku życia.
- Nie ma sprawy. – uśmiechnęłam się szeroko w jego stronę.
- Gdzie idziesz tak po nocy?
- Kolejny. Jaka noc? Wieczór jest przecież.
- Ale już jest ciemno i może ci się coś stać.
- Chryste nie przesadzaj. Nie wiem, który to raz już mówię, ale jakbyś
nie zauważył jestem już dorosła i nie muszę wracać po zmroku do domu. Idę do
sklepu. Idziesz ze mną?
- Jeszcze się pytasz? – łapiąc mnie za rękę pociągnął w swoją stronę.
Kolejna rzecz do której już zdążyłam się przyzwyczaić.
Wspominałam już może, żeby nigdy nie chodzić z Cupko do jakiegokolwiek
sklepu? Nie? To już mówię. Poszłam z zamiarem kupna dosłownie kilku rzeczy, a
wracam obładowana zakupami. To znaczy Cupković dźwiga to wszystko. Mnie jedynie
pozwolił ponieść małą, leciutką reklamóweczkę, co bym się nie przedźwignęła. No i chyba nie muszę dodawać, że zajęło nam to wszystko
blisko dwie godziny? Dobrze, że nie zamknęli nas w tym sklepie.
- Będziesz jutro na treningu? – spytał, gdy staliśmy pod klatką. Bez
zakupów, po krótkim spacerze. Było lekko przed północą, a ja zasypiałam już
dosłownie na stojąco. Nie miałam na nic siły.
- Raczej tak. – wymamrotałam.
- Zgodzisz się, żebym coś zrobił?
- Yhym. – nie kontaktowałam już za dobrze, więc było mi to obojętne co
zamierza zrobić, a oczy same się zamykały. Chwilę później poczułam lekkie
muśnięcie ust. No dobra tego to się nie spodziewałam. Spojrzałam zdziwionym
wzrokiem na chłopaka. Momentalnie się rozbudziłam.
- Mógłbym przeprosić, ale w zasadzie nie mam za co, bo się zgodziłaś. –
uśmiechnął się tym swoim uśmieszkiem i z radością wpatrywał w moje tęczówki.
Widząc, że nie zamierzam nic mówić pochylił się w moją stronę. – Ale za to, to
już na pewno będę musiał przepraszać. – z ostatnim słowem kolejny raz poczułam
jego miękkie wargi na ustach z tym, że ten pocałunek był całkowicie inny od
poprzedniego. W brzuchu po raz kolejny włączyły się te cholerstwa, a ja sama
czułam się jakbym była w innej rzeczywistości. Po dłuższej chwili chłopak
odsunął się lekko.
- Muszę? – spytał nie odrywając ode mnie wzroku. Ja jedynie pokręciłam
głową lekko rozbawiona. Nie musiałam czekać długo na odpowiedź. Nasze usta
ponownie złączyły się w długim, pełnym uczucia pocałunku.
„Powietrze
pachnie deszczem, jeszcze nie przeszły ci dreszcze. Stoimy wtuleni w siebie ty
czule szepczesz, że kochasz mnie jaką jestem, że już tak będzie wiecznie. Słowa
stają się zbyteczne i to jest najlepsze.”
*****
Trochę długi wyszedł, ale przynajmniej doczekałyście się jakiegokolwiek większego zbliżenia pomiędzy Cupko, a Kostką. To chyba dobrze.
Któraś z was pytała się, czy będę jeszcze coś pisać. Na dzień dzisiejszy mam w głowie kompletną pustkę i brak jakiejkolwiek weny na kolejne opowiadanie. Może z czasem.
Tydzień temu w sobotę przeżyłam chyba najlepszy dzień w czasie tych całych wakacji. Emocje były niesamowite, a zabawa przednia. Z samego końca zdołałam przepchać się pod same barierki przed sceną i mieć "na wyciągnięcie ręki" moich można tak powiedzieć idoli.
Nawet przełknęłam fakt, że od 20.30 do 2.00, ani na chwilę nie usiadłam.
Fokus i jego powierzchnie tnące, no myślałam że tam oszaleje. Później mieli problem z jednym głośnikiem. Przypadek? Nie sądzę.
Gural i jego tłuste bity, no rozszalał publiczność jak nikt inny.
Miuosh - tak szczerze nie miałam pojęcia jaki ten człowiek jest niesamowity. Dzięki, że od razu po Hip Hop Kempie przyjechałeś do nas, opuszczając imprezę. Miło usłyszeć, że będzie do nas wpadać kiedy tylko będzie mógł.
No i na koniec Ostry i Hades. Ta dwójka jest niezastąpiona zrobili naprawdę wielkie show.
Filmiki są, ale długo się ładują, wiec może innym razem wam wstawię.
http://www.youtube.com/watch?v=x4cQv6a1syQ (Miuosh i utwór Dżemu - Wehikuł Czasu) P.S Nagranie nie należy do mnie
Do następnego! ;*
Słucham sobie Brodki która smętnością zamulała mój dzisiejszy dzień, no i czytam Twój rozdział. Na nosie czarne kujonki w buzi lizak, a paszcza sama otawrta. Oczy mocno piekące na wątku Alana. Czytam, czytam, zepierdalam, a tu pocałunek. Po co czytać dalej, wstałam z okrzykiem 'tak jest kurwa' i zaczęłam tańczyć. Po skończonej piosence i dzikim tańcu, dokończyłam rozdział.
OdpowiedzUsuńWięc dzięki za to <3
Naiwność jedna z potencjalnych chorób cywilizacyjnych. Ludzie robią wszystko by być w centrum uwagi, by być docenianym, często narażając się na szyderstwa, podobnie zrobiła Łucja, którą życie wystawia na kolejną próbę. Tym razem na swojej drodze spotkała Jego - młodego, obiecującego przyjmującego Skry. Co z tego wyniknie? Zapraszam serdecznie na PROLOG nowej historii.
heroicznanaiwnosc.blogspot.com
Pozdrawiam Annie
Ahahaha no cieszę się, ze się tak spodobało ;)
UsuńWreszcie doczekałam się pocałunku ;) już myślałam że nigdy do tego nie dojdzie. Ahh *.*
OdpowiedzUsuńJak to się mówi. Nigdy, nie mów nigdy. ;)
UsuńNo, no, no nareszcie się pocałowali;)
OdpowiedzUsuńWitać, że Kostek się bardzo troszczy i martwi o Konstancję.
Alan z wszystkiego wyjdzie, tylko musi się wziąć w garść i uwierzyć, że mu się uda. Nie wiem ja oni wytrzymają miesiąc bez odwiedzić u siebie.
Fajnie, że taki długi rozdział, super podoba mi się;)
Pozdrawiam i życzę udanego tygodnia w szkolę;d
A mnie sie podoba, że tobie się podoba. Również pozdrawiam i nawzajem ;)
UsuńA się kurwa doczekałam *,* No nareszcie, a wiec uwielbiam Kostka w twoim wydaniu, jest idealny i nareszcie się mogę jarać, bo wiem,że ta dwójka szybko się od siebie nie uwolni.
OdpowiedzUsuńNo po prostu Cie za to kocham<3
I tym jakże pozytywnym akcentem zakończę swój komentarz ;) Czekam na więcej ;*
Dziękuje bardzo ;)
UsuńW imieniu Camilli. zapraszam cię na coś nowego, tajemniczego, czyli na numer jeden na http://www.asertywni.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńBuziaki, bezduszna. (:
Żal mi Alana, ale z drugiej strony cieszę się, że Paweł podjął stanowcze kroki, co do odwyku. Ćpun jest ćpunem i sam sobie z nałogiem nie poradzi. Amen.
OdpowiedzUsuńKostek jest taki rozkoszny ^^ Kostka też :D Nareszcie doczekałam się jakiegoś śmiałego ruchu Cupko :) Mam nadzieję, że teraz z górki, bo oni są dla siebie stworzeni :)
Boże, jak ja Ci zazdroszczę ! Ile ja bym dała, żeby tam być ! Fokus i powierzchnie tnące na żywo to musiało być coś. Gural to mega człowiek i mam nadzieję, że wreszcie uda mi się wybrać na jego koncert, a za Ostrego i Hadesa dałabym się pokroić ! W dodatku w ostatni weekend Ostry napierdalał w Żywcu, a mnie jak na złość nie mogło tam być ! -.- Ja to mam kurwa szczęście.
Pozdrawiam i już teraz zapraszam na coś nowego :) http://smak-klamstw.blogspot.com/
O tak, zdecydowanie. Fokus i Ostry to od dłuższego czasu grają koncerty u nas, co roku są na HHF, ale Pih'a to już chyba nikt nie pobije, bo tyle razy co był u nas to głowa mała.
UsuńŁączę się z tobą w bólu ;*
ZApraszam na 6 http://siatkoholikxd.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;*
aaaaaaa rozpływam się... *.*
OdpowiedzUsuńostatnie linijki? Czułam się jakbym czytała o sobie i mojej sytuacji sprzed miesiąca, serio! hahaha
Idę wzdychać dalej, napawać się miłością Kostki, Kostka, moją i przepraszam, że dotarłam tu dopiero dziś :(
Buziaki! :*
Cześć :) Zapraszam Cię na nowy rozdział na : http://nowonlyliveforyou.blogspot.com/ . Paul szaleje, Miśka zatrzymuje policja, a Piterowi i Zibiemu udaje się uciec, ale czy aby na pewno słusznie ? Pozdrawiam gorąco ! :)
OdpowiedzUsuń