„Witam cię, dniu niewdzięczny. Tu po tej
drugiej, złej stronie tęczy.”
Sobota. Za oknem słoneczna pogoda,
która przypomina że już jest wiosna. Pora roku, którą tak wszyscy lubią. Świeci
słonko, ptaszki śpiewają, wszystko budzi się do życia, ludzie się cieszą,
uśmiechają się do siebie, normalnie sielanka. Żyć nie umierać, taaa. Zakryłam
głowę kołdrą z marzeniem, że może jeszcze uda mi się zasnąć choć na trochę. Nie
udało. Wchodzę o zakład, że pół osiedla słyszy obijanie garnków, które roznosi
się z naszego mieszkania, generalnie z kuchni. Czyżbym obudziła się w innym
domu? Niemożliwe jest to, że Alan nie śpi już o tej porze i o zgrozo próbuje coś tam gotować, chyba. Mistrzem kuchni to on nigdy nie był. Wzdycham głęboko i
wychylam głowę spod okrycia patrząc na zegarek, który wybija 12.30. Nie jest
tak źle, od zawsze długo spałam. Wstaję
powoli, ogarniam wzrokiem pomieszczenie i stwierdzam, że przydałoby się tu
trochę posprzątać. Biorę pod rękę ciuchy i podążam do łazienki. Po paru
minutach kieruję się do kuchni, to co tam widzę wpędza mnie w małą depresję.
Siadam na krześle przy stole podpierając ręka głowę i kieruje swój wzrok na
brata, który stoi cały brudny z patelnią w ręce. Chyba próbuje zrobić
jajecznice, albo coś podobnego. W każdym bądź razie nie wygląda to zachęcająco co wcale mnie nie rusza, bo i tak robi tylko dla siebie.
- Siema Kostka. – mówi i odwraca się
w moją stronę. Ale zaszczyt mnie kopnął, nie ma co. Tak właśnie „Kostka” to
moje takie przezwisko od…odkąd pamiętam. I dobrze. Nie lubię swojego imienia.
- Taa siema. – mruknęłam wstając i
podchodząc do lodówki, z której wyciągnęłam mleko, a z szafki u góry płatki
razem z miską. Robiąc swoje śniadanie całe czas czułam jego wzrok na swoich
plecach.
- No i na cholere się gapisz?! – krzyknęłam wyprowadzona z równowagi.
- Co się spinasz, wyluzuj trochę
dziewczyno – podniósł ręce w obronnym geście.
Nic nie odpowiedziałam tylko siadając
na krześle zaczęłam jeść. Trochę dziwiła mnie ta cała sytuacja, że Alan jest o
tej godzinie na nogach i w dodatku się do mnie odzywa coś w tym musi być,
serio.
- Ładna pogoda dzisiaj, nie?
- O pogodzie będziesz ze mną
rozmawiał? W innym wypadku spytałabym się ciebie „Ćpałeś coś?” No ale, że
przecież robisz to ciągle, więc powiem: „ O kurcze chyba nie brałeś, że gadasz
takie pierdoły”. Walnij się w głowę Alan. – powiedziałam stukając wskazującym
palcem w czoło.
- Co ty sobie nakręcasz? Nie brałem,
bo wszystko się skończyło po wczorajszym. – tak, a ty głupia co myślałaś? Że
może coś się ruszyło do przodu, że może zapalił się mały płomyczek nadziei, że
może będzie tak jak kiedyś? Na pewno, naiwniaczko.
- Pieprz się.- odparłam wstając i
zanosząc naczynie do zlewu. Zrobił to samo i wskazując głową w stronę salonu
powiedział: - Przydałoby się tam ogarnąć zanim wrócę.
- Chyba sobie kpisz. – ruszyłam do
swojego pokoju zamykając z hukiem drzwi. Oparłam się o nie nie mogąc utrzymać
się od natłoku kotłujących się myśli w mojej głowie. Powinnam dawno zapomnieć o
tym, że może się zmieni, albo chociaż będzie próbował. To była najdłuższa
rozmowa od jakiegoś miesiąca. Tak, tak właśnie się mają relacje z moim bratem,
ot co. Całe szczęście, że nie będzie go cały dzień w domu. Oderwałam się od
drzwi i zaczęłam sprzątać w pokoju słuchając muzyki. Chcąc, nie chcąc musiałam iść ogarnąć ten bajzel, bo przecież kto inny by to zrobił jak nie ja? Z jednej
strony mogłabym to kompletnie olać, ale wtedy nie byłoby za kolorowo. Alan by
się wściekł, nie mówię tu o biciu, bo nie podniósł na mnie ręki, jeszcze. Wolę
uniknąć niepotrzebnej awantury. Po
godzinie było w miarę okej, zmęczona usiadłam na kanapie uprzednio włączając
grające pudło potocznie zwane telewizorem. Poskakałam po kanałach co raz
bardziej utwierdzając się, że chyba nic sensownego nie znajdę, nawet żadnego
meczu nie było. Pieprze taki interes. Wyłączyłam te cholerstwo i oparłam głowę
patrząc się bezmyślnie w sufit. Powoli dobija mnie ta monotonność i samotność,
nie mam nawet do kogo twarzy otworzyć, żeby pogadać nawet o pierdołach, czy
pragnę tak wiele? Chyba nie. Ta cała sytuacja to moja wina, bo może gdybym była
otwarta i spróbowała z kimś pogadać, może się zaprzyjaźnić, kto wie. Tylko jest
jeden problem, jak myślicie kto by chciał się ze mną zadawać jakby się dowiedział, że mieszkam z narkomanem pod jednym dachem i jest to w dodatku mój brat, no
kto? Po co się zadawać z siostra ćpuna, jeszcze będą jakieś problemy. Tak by to
wyglądało. Więc po co mam się starać i płaszczyć przed kimś kto i tak prędzej,
czy później kopnął by mnie w dupe? Chyba kupię sobie jakiegoś zwierzaka, może
psa? Nie, nie zrobię krzywdy temu biednemu zwierzęciu, tylko by się męczyło w
tej melinie. No nic trzeba się wziąć za siebie przede mną jest cały, kolejny
bezsensowny dzień. Zarzuciłam na siebie bluzę i wyszłam z mieszkania. Lodówka
świeci pustkami trzeba wybrać się do sklepu.
Pieprzona sobota, ja się pytam –
dlaczego to właśnie w tym dniu wszyscy przypominają sobie o robieniu zakupów?
Nie ma to jak wyjść po parę rzeczy i stać dwadzieścia minut w kolejce.
Oczywiście nie byłabym sobą i
otoczona nierozłącznym pechem – gdyby w połowie drogi nie pękła mi reklamówka i
wszystko rozwaliło na chodniku. Litości! No za co? W końcu dotarłam jakoś do
domu i na wejściu przywitał mnie dźwięk telefonu. No tak, nie brałam go ze sobą
no, bo i po co? Kto by do mnie dzwonił? Rzuciłam torbę i chwyciłam telefon w
rękę nie patrząc nawet kto dzwoni, bo jedyną osoba która to robiła był mój
kuzyn, Paweł.
- Cześć Kostka! – krzyknął uradowany.
Ten to zawsze się z czegoś cieszy, kretyn. Nie ‘kretyn’ Konstancja tylko po
prostu jesteś zazdrosna, że ty tak nie możesz. Taa coś w tym jest.
- Cześć – odparłam bez zbędnego
entuzjazmu. Nie zwrócił na to za bardzo uwagi, był przyzwyczajony.
- Co słychać?
- Wszystko jest okej, Alan zaczął
zwracać na mnie uwagę, nie bierze od tygodnia, po prostu jest świetnie! –
powiedziałam wesołym tonem. Szkoda, że nie wyczuł tego sarkazmu.
- Naprawdę?!
- Nie – odparłam
- Kostka! Ja się o ciebie martwię
cholera, a ty mi tu z takim czymś wyjeżdżasz!
- To się nie martw, daje sobie radę.
- Tak pewnie. Mam się nie martwić o dziewczynę, której w każdej chwili może się coś stać przez ześwirowanych
koleżków starszego brata, który jest ćpunem. Czekaj, zapomniałem o czymś? –
zapytał zdenerwowany.
- Nie. Dzięki za troskę, ale spoko
wszystko jest pod kontrolą, bynajmniej.
- Tak jasne. Przyjadę do ciebie
za niedługo i mam dla ciebie pewną
propozycje.
- Fajnie.
- Słyszę ten twój entuzjazm, ale nic kończę, bo zaraz mam trening. Trzymaj się mała.
- Ty też
Tak Paweł lubi się wtrącać i nie
potrzebnie zamartwiać. No ale ktoś musi, nie? Jakoś nie specjalnie byłam
zadowolona z tej propozycji. Chyba zaczynam się bać.
„Nie mów, że
świat daje równe szanse. Nie mów żebym uczyła się żyć z dystansem.”
***
Myślałam, że dotrwam do rana bez
żadnych niespodzianek. Zaczynając od tego, że Alan nie sprosił dzisiaj swoich
koleżków, a sorry on nawet jeszcze nie wrócił, aż do teraz.
Podskoczyłam lekko słysząc trzask
drzwi. Dziwne, że nie wyleciały z zawiasów. Zaraz po tym usłyszałam piękną
wiązankę przekleństw wylewających się z ust Alana. Spodziewałam się
najgorszego, dlatego wstałam z łóżka i powoli wyszłam z pokoju. W przedpokoju
zauważyłam go, opierającego się plecami o ścianę i dyszącego lekko, ale nie to
zwróciło moją uwagę. Cała twarz była we krwi, bluza rozdarta również w czerwonych plamach. Może zabrzmi to dziwnie jak powiem, że jakoś nie specjalnie zdziwił
mnie ten widok, ale już nie raz widziałam go w takim stanie. Co nie znaczy, że
za każdym razem czułam to samo. Strach.
- Alan, co się stało? – powiedziałam
cicho dotykając jego ramienia. Wzdrygnął się lekko.
- Nic, nie ważne. Nie interesuj się.
– burknął nawet nie patrząc w moją stronę.
- Nie graj głupa, tylko gadaj o co
znowu poszło!
- Mówiłem ci już! Weź na wstrzymanie,
poszarpałem się z jednym gościem, tyle. Zadowolona?! – krzyknął. – Mam
nadzieje, że tak. – odepchnął mnie lekko i poszedł w stronę swojego pokoju.
- Alan…
- Odpieprz się ode mnie w końcu! Idź
stąd i daj mi spokój! – wybuchnął i strzelił drzwiami przed moim nosem.
Zabolało. I to cholernie.
„Żal jest chyba bardziej ciężkostrawny od prawdy.
Trawisz go samotnie chcąc, by było tak jak dawniej. Dawne dni przepadły,
odbijają się echem. Tych wszystkich twarzy z waszym wspólnym śmiechem. Urwanym
jak hejnał, tak po prostu.”
***
***
Leżałam w pokoju pogrążonym w
ciemności i patrzyłam bezmyślnie w sufit. Co chwilę zadawałam sobie to samo
pytanie – Dlaczego? – Chociaż i tak wiedziałam, że nie usłyszę odpowiedzi.
Poczekałam, aż zaśnie. Wstałam po raz kolejny z łóżka i weszłam do łazienki po
potrzebne rzeczy. Otworzyłam leciutko drzwi od jego pokoju i podeszłam cicho do śpiącego chłopaka. Usiadłam na skraju jego łóżka i zaczęłam obmywać
delikatnie rany na twarzy tak żeby go nie zbudzić, później zajęłam się bandażowaniem spuchniętej ręki, zapewne od wielu uderzeń, które zadał przeciwnikowi. Nałożyłam plastry na
większe rany i pogrążyłam się w myślach. Tak, mogę się domyślić co pewnie teraz
o mnie myślicie. Traktuje ją jak śmiecia, a ta przychodzi i zajmuje się jego potłuczoną
głowa. Tylko, że ja nie robię tego pierwszy raz i zapewne nie ostatni. To jest
jednak mój starszy brat, którego nadal kocham pomimo tylu rzeczy, które się
wydarzyły. Zawsze będę go kochać, opiekować się nim i martwić się o niego
chociaż, że traktuje mnie tak jak traktuje. Mam jednak gdzieś mała nadzieję, że
mnie kocha i że jest szansa, może stanie się znów ukochanym starszym braciszkiem,
który nie pozwoli nikomu zranić jego młodszej siostrzyczki.
„Pośród ludzi co dla mnie żyją, znajdą słowo, opatrzą moje rany, bo człowiek nigdy nie jest spisany na straty.”
*****
Witam was po raz drugi ;) No i mamy pierwszy rozdział. Wiem, ze na razie nic się nie dzieje, ale to dopiero początek bez obaw ;) Bardzo dziękuje za wszystkie komentarze pod ostatnim postem, ciesze się że ktoś to czyta i mu się podoba, naprawdę. Mam nadzieję, że zostaniecie ze mną i będziecie dalej czytać. I takie małe zdanko odnośnie linków do blogów, które dostałam - dziękuje, mam co czytać. W każdym jestem w trakcie, więc nie pomyślcie ze olałam i nie czytam, bo nie skomentowałam czy coś. Broń Boże! Czytam, czytam. Kolejny pojawi się za tydzień jeśli się ze wszystkim wyrobię ;) Pozdrawiam ;*
P.S Te wszystkie transfery przyprawiają mnie co rusz o kolejne palpitacje serca, serio. A wy co o nich sądzicie?
Kostka wykazuje się cholerną odpowiedzialnością i to co powinno leżeć w obowiązkach jej starszego brata odwala ona. Myślę, że Paweł zabierze ją do siebie, a ona pozna tam któregoś z siatkarzy. Mam nadzieję, że któryś doceni to jak jest w głębi serca dobra, a ona sama otworzy się na innych ;)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam :))
Wszystko sie okaże w swoim czasie, również pozdrawiam :)
Usuńco do rozdziału świetny ;) lubię twój styl pisania tak przyjemnie się czyta ;) na pewno zostaniemy bo to świetna historia ;P transfery masakra wszystko się zmienia i po co nie lubię takich dużych zmian no ale zobaczymy jak to będzie w sezonie ;) teraz odliczam dni do LŚ :D
OdpowiedzUsuńa i jeszcze rap w tle wielbię cię za to coraz bardziej ;)
u mnie 11 http://siatkoholik.blogspot.com/ jeśli masz czas i ochotę to wbij ;)
Pozdrawiam ;*
Dziękuje ;) Tez nie lubię takich zmian. Pozdrawiam ;)
UsuńMam nadzieje, że Konstancja wyjedzie do Pawła, do Bełchatowa. Nie ona zwyczajnie nie zasługuje na takie życie, no ale cóż, nikt nie mówił, że świat jest sprawiedliwy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)
Również pozdrawiam ;)
UsuńZgadzam się na prawdę super się czyta;) Już nie mogę doczekać się kolejnego;) Zapraszam na IV zsiatkowkacalezycie.blogspot.com
OdpowiedzUsuńDziękuje ;)
UsuńZapraszam na V http://zsiatkowkacalezycie.blogspot.com/ Mam pytanie kiedy dodasz coś nowego?
OdpowiedzUsuń