„Prócz cienia, nie ma ze mną nikogo.”
Otwieram oczy i witam kolejny
beznadziejny dzień. Wstaje z myślą, że to może być mój ostatni. Nie nie jestem
jakąś desperatką…jeszcze, nie nie chcę się zabić tylko boli mnie całe moje istnienie. To tylko życie kopie
mnie po dupie zbyt często za mocno. Moja egzystowanie daje wiele do życzenia.
Codziennie robię to samo. Zmuszam się do pobudki, jem śniadanie, wychodzę z domu
z muzyka grającą w uszach, nie patrzę na innych, inni nie patrzą na mnie, bo
kogo obchodzi moja szara osoba? Co mnie obchodzą inni? Wszystkie te same szare
twarze, wszyscy się gdzieś śpieszą, nie patrzą co dzieje się wokół nich. Ta
nasza ludzka mentalność, wszyscy myślą tylko o sobie. Pieprzeni egoiści. W
końcu gdzieś musi skończyć się ta moja wędrówka. Dochodzę do akademika jak
zwykle spóźniona, no ale kogo by to obchodziło. Siedzę w budynku pełnym ludzi
w przybliżonym wieku do mojego. Jestem
na pierwszym roku studiów w ASP w Łodzi. Jedyna rzecz, która wyszła mi w życiu
i jedyny talent, który posiadam. Sztuka, malarstwo to jest to co oddziela mnie
od szarej rzeczywistości, daje ukojenie, zapominam o tym całym bajzlu w moim
życiu, liczy się tylko kartka i ołówek bądź jakiś podobny przedmiot do
tworzenia swoich myśli, swojego obrazu na kartce. Jedyna rzecz, która cieszy.
Widzę te wszystkie uśmiechnięte
twarze. Młodzi ludzie, którzy w pełni cieszą się życiem, nie udają, są szczęśliwi. Ile ja bym dała żeby znaleźć się na ich miejscu. Nie rób sobie
nadziei. W końcu ktoś musi odwalać czarna robotę, a że to padło właśnie na
ciebie to co zrobisz. Takie życie. Nie zapominaj, że pech to jeden z twoich nie
odłącznych kompanów. Wchodząc do sali widzę te uśmiechy puszczane w moją stronę, przepełnione fałszywą szczerością i sympatią. Pieprze ich wszystkich i
odwzajemniam się sarkastycznym wywinięciem ust. Bo ja prawie w ogóle się nie uśmiecham. Już dawno zapomniałam jak to
się robi, a śmiech to już nie moja bajka. Nie w tym życiu. Podchodzę do swojego
stałego miejsca. Jak zawsze obok siedzi jedyna osoba, z którą trzymam jakiś
ludzki kontakt. Jedyna koleżanka jaką mam, może to i za dużo nawet powiedziane?
Przynajmniej mam do kogo usta otworzyć. Jak zwykle te samo pytanie: „Jak tam”
i jak zwykle ta sama odpowiedź: „Gównianie, ale zawsze może być gorzej”. Nie
pyta o nic i za to ją szanuje.
Po kilku godzinach wychodzę na świeże
powietrze, biorę głęboki oddech i kaszle dusząc się miejskimi spalinami. Wracam
do domu najdłużej jak mogę. Nienawidzę tego miejsca i wszystkiego co jest z nim
związane. Otwieram drzwi i od progu czuję ten charakterystyczny smród. Zaczyna
się – myślę. Przechodzę przez salon i widzę ten sam obrazek co zawsze. Dym w
całym pomieszczeniu, na stoliku fajki, piwo, a obok równiutka biała ścieżka,
która czeka, aż wciągniesz ją do nosa. Przerzucam wzrok wyżej i napotykam szklane,
zjarane spojrzenie jedynej osoby, która tu mieszka oprócz mnie. Osoby, którą
kocham i nienawidzę jednocześnie. Starszy o pięć lat brat, brat który
powinien być podporą i opiekunem po stracie ojca i kompletnym olaniem matki,
która wyjechała daleko stąd i wyrzekła się swoich jedynych dzieci. Właśnie
‘powinien', ale tak nie jest. Bo jak cholerny narkoman może mieć jakieś
pojęcie o tym co się wokół niego dzieje? No jakie?
Dobrze, że jeszcze nie zaczął ładować sobie w żyłę. No co za
pocieszenie! Odwracam wzrok od tego i szybkim krokiem idę po jakieś jedzenie i
zamykam się w pokoju.
Alan, bo tak ma na imię mój brat
kiedyś nie był taki. Nie był zepsuty do szpiku kości. Zawsze się opiekował
swoja młodszą siostrzyczką, bronił ją, odganiał od niej chłopaków co nie zawsze było mi na rękę.
Był takim moim osobistym aniołem. Jak to ckliwie zabrzmiało.
Sielanka skończyła się gdy miałam
szesnaście lat. Wtedy umarła najważniejsza osoba w moim życiu, ukochany tatuś.
Wypadek samochodowy, to tyle co wam powiem,
nie lubię do tego wracać. Po jakimś czasie matka wyjechała do Włoch,
poznała tam jakiegoś biznesmena i wypięła się na swoją rodzinę. Przynajmniej
wysyła nam kasę żebyśmy nie padli z głodu, o jaka ona hojna! Zostaliśmy sami. Przez pierwszy rok było nawet
okej. Alan opiekował się mną tak jak zawsze. Jakoś radziliśmy sobie, ale
później wszystko się skończyło.
Wystarczył mały wypad na domówkę,
rozładowanie emocji i tego co w nim siedziało.
Ciężar, który dźwigał na swoich
plecach, utrzymanie domu, mnie to wszystko go przerastało.
Najpierw zaczęło się od małej działki
marihuany, a skończyło się na gorszych narkotykach. Wtedy umarł mój
starszy braciszek, którego tak mocno kochałam i w którego wierzyłam.
Rzucił studia, miał być architektem,
od zawsze było to jego marzenie. Zaczął zadawać się z typkami spod ciemnej
gwiazdy, codziennie imprezki oczywiście w naszym domu. Nie przejmował się mną
ani trochę. No dobra interesowało go tylko, czy żyję. Nic po za tym, a ja młoda
kobieta, która wchodziła w świat tak okrutny i nie znający granic zostałam
sama, bez żadnej bliskiej osoby przy boku. Stałam się zimna, bezuczuciowa,
sarkastyczna, mająca wszystko i wszystkich w dupie. Jakoś nie odbiło się to na
nikim, bo nigdy nie miałam za dużo znajomych. Kto by chciał zadawać się z kimś
takim jak ja? Samotność jest zniewalająca, zabija miłość, zabija osobowość. Zawsze, gdy dochodzi godzina
osiemnasta biorę szkicownik, kilka ołówków i wychodzę z domu nie zauważalna
przez nikogo. Ostatnie na co mam ochotę to wysłuchiwać, naćpanych zabawiających
się narkomanów za ścianą. Powolnym krokiem ide w swoje ulubione miejsce. Siadam na murku nad rzeką i tak
odcinam się od świata, rzeczywistości. Rysując, słuchając muzyki i wspominając
najlepsze chwilę swojego życia, w których gości mój kochany kuzyn, którego
zawsze traktowałam trochę jak brata. Odwiedza mnie kiedy tylko może, nie ma za
dużo wolnego czasu. Zawsze jak przyjeżdża to na samym początku kłóci się z Alanem
i nie to nie jest tak że mamy w dupie co się z nim dzieje, wiele razy
próbowaliśmy mu jakoś pomóc fajnie tylko, że na stu narkomanów wychodzi z tego
syfu jeden. Ćpun wierzy w to, co mówi, tylko za minutę myśli już
całkiem coś innego, bo osaczyło go pragnienie narkotyku, które wszystko
niweczy. Tyle na ten temat. Później spędzamy czas jak najdalej od domu. Jest takim moim
osobistym słońcem, bo tylko on jedyny potrafi wywołać uśmiech na mojej twarzy,
tylko jego obchodzi choć trochę mój parszywy los.
Mogę mu bezgranicznie zaufać
i wiem, że nigdy nie odmówi mi pomocy. Wstaję otrzepując czarne spodnie, bo
czarny to mój ulubiony kolor, odzwierciedla moją duszę, parodia nie? W rytmach
muzyki i życiowych tekstów ulubionego artysty Leszka, bliżej znanym innym jako
Eldo podążam do domu. Jak
zwykle prawie przyprawiam o zawał
moją sąsiadkę spacerującą z psem. Ile to razy wydziera się na mnie, że
straszę
ją po nocy w tym kapturze, ale proszę was kto normalny wychodzi z psem o
23 i jeszcze w tym wieku? No właśnie. Otwieram drzwi i na wejściu
potykam się o jakieś śmieci, norma. Kilku
narkomańskich przyjaciół Alana, razem z nim śpią na podłodze w każdym
kącie
tego domu. Jedyny plus tego wszystkiego to, to że rano już ich tu nie
będzie. Po szybkim ogarnięciu mojej nędznej
osoby kładę się do łózka i zasypiam z myślą, że jakoś przetrwałam ten cholerny
dzień nazywany szara codziennością i nie, nie łudzę się, że będzie lepiej. Już nie. Nazywam się
Konstancja Zatorska i zapraszam do mojego życia, które jest jednym wielkim
nieporozumieniem.
„Ciężki charakter, wiem, mam z natury, ale chcę
wierzyć w słońce, nie chcę już wierzyć w chmury.”
*****
No to mamy prolog. Mam nadzieję, że choć trochę zachęciłam kogokolwiek do śledzenia losów Konstancji.
Rozdziały możliwe, że będą pojawiały się co tydzień, może trochę później, ale nic nie obiecuję.
Teraz może tak z innej strony. Pewnie już wiele z was wie, że Michał Winiarski od następnego sezonu nie będzie grał w Bełchatowie. Jest mi z tego powodu cholernie smutno. Jest to jeden z moich ulubionych zawodników. Oczywiście życzę mu jak najlepiej, żeby odnalazł się w nowym miejscu, drużynie. Trzymam za niego kciuki. No i, żeby jeszcze bardziej mnie dobić pogoda za oknem nie rozpieszcza. No nic. Zapraszam do czytania tego opowiadania i pozdrawiam ;) Kostka.
Dziękuję, że poinformowałaś mnie o istnieniu tego bloga ;>
OdpowiedzUsuńZapewniam Cię, że będę go odwiedzać. Ciekawie się rozpoczyna. Szaro-bury świat, a w nim Konstancja. Czekam na kolejny za tydzień ;)
Pozdrawiam, Natka *-*
Nie ma za co i dziękuje ;* Również pozdrawiam ;)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńOoo ciekawie się zapowiada na pewno będę tu zaglądać ;) czekam już na następny co do Winiara to jakoś nie mogę sobie tego na razie wyobrazić szkoda ale mam nadzieje ,że szybko wróci do skrzatów ;) i zapraszam do siebie ;) http://siatkoholik.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;*
Dziękuje ;* Na pewno zaglądnę ;)
UsuńProlog świetny, ciekawi mnie jak potoczą się losy Konstancji.Zapraszam do mnie na nowy rozdział.
OdpowiedzUsuńhttp://parkiet-siatka-mikasa-moje-marzenie.blogspot.com/
Dziękuje ;)
UsuńZachęciłaś, oj bardzo zachęciłaś ! :D Jestem bardzo ciekawa, jak dalej potoczy się życie Konstancji :) Widzę, że słuchasz rapu ! :D Piona ! :D
OdpowiedzUsuńZapraszam na moje siatkarskie opowiadanie (+ malutką dawkę rapu w niektórych rozdziałach ;)) :
http://nie-mam-nic.blogspot.com/
Pozdrawiam :)
Cieszę się ;) Rapu od małego słucham, również pozdrawiam ;)
UsuńKurde, smutno trochę się zrobiło. Jak przeczytałam zakładkę bohaterów to myślałam, że Alan jest bliźniakiem Pawła, moja wyobraźnia chyba jest trochę spaczona :P
OdpowiedzUsuńMam nadzieje, że Paweł pomoże Konstancji i przedstawi ją siatkarzom (?) liczę na to :D I ciągle mam nadzieje, że Alan wyjdzie na prostą, szkoda by było, gdyby całkiem oddał się na2rkotykom.
Zapraszam do mnie na 18 rozdział na
http://lonesome-tears-in-my-eyes.blogspot.com/ i pierwszy rozdział na nowym blogu http://i-want-to-hold-your-hand.blogspot.com/ mam nadzieje, że ci się spodoba :)
wow zapowiada się naprawdę fajnie ;)Ten kuzyn to pewnie nasz ukochany Pawełek ;)) niezły pomysł. Czekam na więcej ;p
OdpowiedzUsuńjesli masz czas i ochotę zapraszam do mnie na bloga ;)